Święty wkurw
Felieton mocno subiektywny
Marlena Szypulska
4.20 rano. O słodka, święta ciszo, której zaznać mogę coraz rzadziej … chłonę Cię, spijam Twój spływający do duszy i uszu nektar, wołasz mnie i przyzywasz, koisz jestestwo, kołyszesz, orzeźwiasz. Pozwalasz planować, pracować, trzeźwo i głęboko myśleć. Wyznaję Ci szczerą miłość i wdzięczność do śmierci.
7.00 rano. Koniec miłości. Koniec dobrego snu. Napierdalają dzwony, napierdala muzyka z balkonów, napierdalają kosiarki. Świątek, piątek, czy niedziela - nie masz w ciszy przyjaciela. O! Wkurwie codzienny! Zasługujesz na hymn, na wiersz, na poemat.
Kawał swojego dzieciństwa spędziłam u babci w Siemionkach. Jeździłam konno, na zielonych wzgórzach zbierałam z babcią poziomki (nadziewając je na długie witki trawy), a ciocia Danusia pokazywała mi niezwykłe miejsca w lesie, gdzie rosła żurawina i kwitły fioletowe dzwonki. Zaczarowany świat zapachów i przygód fascynował, wciągał i uszczęśliwiał.
W wiosce mieszkała wielodzietna rodzina Stankiewiczów. Ludzie biedni, niewykształceni, utrzymujący się z ciężkiej pracy, nie przywiązujący znacznej wagi do higieny ani kultury. Dużo pili, jeszcze więcej klęli. To były czasy, gdy na podwórku było się cały czas. Razem ze Stankiewiczami często graliśmy w piłkę siatkową. Jedna drużyna miała boisko na drodze wybrukowanej kamieniami, druga na wjeździe do domostwa. Za siatkę robiła drewniana, resztkami sił trzymająca się życia, zamknięta brama wjazdowa na podwórko. Było wesoło. Tym bardziej, że chwilę wcześniej na sąsiedniej ścianie rozbiliśmy ogromne, zepsute kacze jaja znalezione w starym chlewiku. Smród nie do opisania, ale ubaw – pierwsza klasa! Kiedy dokuczył nam głód, pajdy chleba moczyło się pod kranem z zimną wodą i sypało cukrem. Z pyszniejszych rzeczy to pieczarki zbierane na polach szczęśliwie pasących się krów. Lekko solone przypiekaliśmy na piecu. Ogień wesoło skakał po drewnianych, złotych szczapkach, co obserwowaliśmy pomiędzy szczelinami fajerek. Zapach roznosił się po całej kuchni, a grzyby poukładane na kapeluszach, wypuszczały swój sok i aromat. Hitem była także własnoręcznie robiona „coca - cola”. Czyli szklanka wody, do której wlewało się jedną łyżkę octu oraz dosypywało sody. Trzeba było szybko mieszać! Dziwna mikstura niemiłosiernie się pieniła, a bąble wychodziły nosem i uszami.
Rodzina Stankiewiczów była wierna dwóm rzeczom: muzyce i alkoholowi. Trudno powiedzieć, której bardziej. W porannych godzinach wtaszczali na parapet okienny piętrowego domu dwie ogromne kolumny głośniowe i tak napierdalali na całą wiochę, że uszy puchły. Wszystkie hity „szły na maksa”. Tak się do tego wszyscy przyzwyczailiśmy, że gdy tylko słychać było pierwsze dźwięki wiadomo było, „Stankiewicze wstali". Wszystkie hity Top One „Bliska moim myślom”, „Złoty krążek”, albo Universe „Wołanie przez ciszę”, czy „Tacy byliśmy” i całe mnóstwo innych piosenek. Równie melodyjnych, co naiwnych. Każdy znał wszystkie słowa tych przebojów. Grali głośno. Wtedy mi to nie przeszkadzało. Wtedy nikomu to nie przeszkadzało. To był inny świat. Leżąc na wysokim stogu siana ułożonego na przyczepie ciągniętej przez zdezelowany ciągnik obserwowałam, jak po niebie wolno snują się białe obłoki. Liście przydrożnych lip i grabów głaskały moją twarz, czasem wyrywały włosy. Przysypiałam pod niebem, ukołysana bujającą się przyczepą, zmęczona upałem i żniwami. Nie przeszkadzały nawet ostre słomki trawy wysuszonego w słońcu siana.
Dziś żyjemy w dużych komunach. Blokach, blokowiskach, osiedlach, miastach. Wielu z nas ma małe dzieci i ze zbawieniem raczy się chwilową ciszą. Inni pracują w domu i potrzebują skupienia, by móc dobrze wykonać swoje zadania. Niektórzy odpoczywają po nocnych zmianach. Jeszcze inni chorują i potrzebują spokojnej ciszy, gdy hałas boli. Mimo to, niechętnie zawracamy sobie głowę innymi osobami. W biblijnej Księdze Kaznodziei znajdują się piękne słowa pełne mądrości. „Wszystko ma swój czas. Na każdą sprawę pod niebem przychodzi kiedyś pora: Jest czas rodzenia i czas umierania; jest czas sadzenia i czas zbiorów. Jest czas ranienia i czas leczenia; jest czas burzenia i czas budowy. Jest czas płaczu i czas uśmiechu; jest czas żalu i czas tańca. Jest czas rozrzucania kamieni i czas ich zbierania; jest czas pieszczot i czas rozłąki. Jest czas szukania i czas straty; jest czas gromadzenia i czas wyrzucania.”
Być może niektórzy z Państwa poczują się urażeni słownictwem, nadmiarem przekleństw. Język powinien być plastyczny i oddawać możliwie wiernie odczucia autora. Winien być nade wszystko poprawny, potem piękny, czasami wysublimowany, jednocześnie zrozumiały, lekki, trafny, poruszający, pobudzający do myślenia, wydobywający z czytelnika różnorakie uczucia. Próżnoś repliki się spodziewał. Nie dam ci prztyczka ani klapsa. Nie powiem nawet "Pies cię jebał", bo to mezalians byłby dla psa. Słowa te kieruję do wszystkich zakłócaczy ciszy i spokoju, gdy taka potrzeba winna być zapewniona innym osobom. Jeśli zaś słownictwo wybaczyliście najbardziej popularnemu poecie grupy Skamander, Julianowi Tuwimowi, który jest autorem tych słów, to może i mnie wybaczycie. Bo nic mnie bardziej nie doprowadza do szału, jak dzwony o poranku i nakurwianie muzyką na balkonie obok. Mamy XXI wiek, a proste, skuteczne słuchawki kosztują 20 polskich złotych. Albo przelećcie się samolotem, jak radził nam piastujący zaszczytną funkcję prezydenta, Pan Andrzej Duda. W samolocie dostaniecie takie słuchawki za darmo. Jeśli myślisz, że wszyscy kochają Twoje piosenki – to naprawdę śmiały wniosek. Tak śmiały, jak delegacje Kuchcińskiego, praca za miskę ryżu, „wyzwalanie” Ukrainy, egzorcyzmy salcesonem czy wybory kopertowe, które przyprawiają o mdłości samą swoją koncepcją. To Himalaje absurdu, pogardy i braku szacunku dla elementarnej ludzkiej godności.
Jeśli już naprawdę musisz podzielić się swoją pasją – zrób to z klasą. Załóż słuchawki, zanim wpuścisz cały blok w swoje decybele. Nie funduj sąsiadom porannego techno przy kosiarce o siódmej rano – nawet Bóg wtedy ziewa. Szanuj przestrzeń wspólną tak, jak chciałbyś, by szanowano Twoją ciszę, gdy boli Cię głowa, dziecko zasypia albo życie po prostu wymaga chwili spokoju. Nie każdy ma ochotę tańczyć w rytm Twojego gustu muzycznego – czasem wystarczy po prostu nie być dźwiękowym kolonizatorem.
Ps. Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich proboszczów mieszkających na swoich plebaniach przytulonych do wież z dzwonami – czy naprawdę wciąż musi być aż tak donośnie? Może warto się zastanowić, czy we współczesnych czasach nie da się tego rozwiązać ciszej, z większym wyczuciem rytmu dnia i nocy wiernych (i niewiernych też). Czy w XXI wieku nie ma już innych, mniej ogłuszających sposobów, by przypomnieć wiernym o istnieniu Boga i godzinie?
Libertyn12:25, 19.06.2025
Mimo wszystko - wulgaryzmom w necie mówię nie.
Zniesmaczony 17:18, 19.06.2025
Fala wznoszaca jak widać tylko z nazwy , zdecydowala sie na ostrą kontrowersję dla podbicia zasiegów. Nie zmieni to dotychczasowego braku zainteresowania cyklem, ktory ma na celu lansowanie ludzi powiazanych z władzą i robienie z nich "wyjatkowych ". Pytanie co autor chce przrz to osiągnąć?
Fala wznoszaca jak widać tylko z nazwy , zdecydowala sie na ostrą kontrowersję dla podbicia zasiegów. Nie zmieni to dotychczasowego braku zainteresowania cyklem, ktory ma na celu lansowanie ludzi powiazanych z władzą i robienie z nich "wyjatkowych ". Pytanie co autor chce przrz to osiągnąć?
Zniesmaczony
17:18, 2025-06-19
Mimo wszystko - wulgaryzmom w necie mówię nie.
Libertyn
12:25, 2025-06-19
Wielka inwestycja sportowa w Reszlu!
5 mln zł ta raczej niewielka ta inwestycja.
rzeczoznawca
13:02, 2025-06-17
Inwestycja peiorytetowa nad naszym jeziorkiem Kawiarenka tuż nad wodą,bardzo widowiskowa ale ile w nią wpompowano betonu,stali a teraz styropian w nią zainwestowali,który imituje że mamy do czynienia z solidną bryłą bunkra co nie będzie się bał mrozów ani słońca taki budynek samowystarczlny dla turystów z portwelem wypchanym.Sorry,może będzie jakaś osoba co kawę i loda zamówi i miasto z tego utrzyma to co za miliony postawiło a może bliskość jeziora sprawi,że pompę ciepła postawi a nadwyżkę ciepła Szpital zasili.
Zbychu
19:35, 2025-06-16