Frank-Lothar Krawolitzki (ur. 1933 r.) mieszkaniec Rastenburga, zdążył w styczniu 1945 roku uciec przed Armią Radziecką z miasta, aby później na pokładzie szpitalnego statku opuścić Prusy Wschodnie. Dotarł do północnych Niemiec.
Już po zakończeniu działań wojennych, w Nindorf, dokończył swoją edukację na poziomie średnim, a później w Erkelenz uczył się w szkole zawodowej. Został dyplomowanym zecerem i przez dwa lata pracował w wyuczonym zawodzie. Nie widział jednak siebie nad kasztą w drukarni. Na przykładzie własnych dramatycznych doznań był zdecydowanym przeciwnikiem wszelkiego militaryzmu, a nawet służby wojskowej. Pragnął pomagać ludziom będących w różnych kłopotach życiowych. Te idee pokierowały go do Finlandii. Tu, latem 1953 roku, uczestniczył w międzynarodowym obozie (zlocie) wolontariuszy, a jesienią rozpoczął dwuletni kurs w fińskim Międzynarodowym Stowarzyszeniu, (Viittakivi) działającym na rzecz Komitetu do spraw Międzynarodowych Obozów Wolontariackich. Stowarzyszenie to miało program wspierany przez UNESCO.
Szkoła w Sudanie
Frank chciał być wolontariuszem w służbie UNESCO i pracować na całym świecie, gdzie mógłby być pomocny ludziom, którzy znaleźli się w tragicznych sytuacjach życiowych. Po szkoleniu w Finlandii pracował w Niemczech, Francji oraz w Austrii na rzecz Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Doskonalił język angielski w Wielkiej Brytanii, aż na początku 1957 roku w ramach organizacji UNESCO wyjechał do Afryki.
W tym okresie na terenie Afryki prężnie działał doktor Albert Schweitzer. Był już legendą, niemal autorytetem moralnym porównywalnym w późniejszych czasach do Nelsona Mandeli i Matki Teresy. Był synem alzackiego pastora. Po uzyskaniu doktoratu z filozofii i habilitacji z teologii zdecydował się na rozpoczęcie studiów medycznych. Po ich ukończeniu wyrzekł się kariery naukowej i muzycznej, by jako lekarz nieść pomoc Afrykańczykom w założonym w 1913 przez siebie i żonę szpitalu w Lambaréné (obecnie Gabon). W latach 1917–1918 jako obywatel niemiecki został internowany we Francji. W 1924 powrócił do Lambaréné i przystąpił do rozbudowy szpitala. Odbywał sporadyczne podróże do Europy i USA, dając koncerty, nagrywając płyty i wygłaszając odczyty w celu zdobywania funduszy na utrzymanie szpitala.
Frank-Lothar Krawolitzki nie był jednak skierowany do szpitala Schweitzera. Na pierwszej misji, wspólnie z miejscową społecznością, budował szkołę dla dziewcząt w Sudanie, później klinikę przeciwgruźliczą w Kenii, pomagał w zakładaniu spółdzielni kawowej na terenie dzisiejszej Tanzanii i uczestniczył w budowie centrum społecznym w obecnym Kongo-Brazzaville.
Naturalny nawóz
Sława doktora Schweitzera dotarła do Franka jeszcze jak był w Niemczech, tym bardziej, że jeszcze w 1951 dr Schweitzer otrzymał pokojową nagrodę księgarzy niemieckich, a w 1952 roku Pokojową Nagrodę Nobla. W 1958 roku Frank napisał do niego list, że byłby wielce zaszczycony gdyby mógł pracować w zespole szpitalnym w Lambaréné. Dla doktora Schweitzera, każdy chętny do pomocy był wartościową jednostką i zaprosił Franka do współpracy w szpitalu nad rzeką Ogowe. Jego praca polegała na rozładunkach łodzi dopływających rzeką do szpitalnej przystani oraz na pracach budowlano-remontowych. Wszyscy pracownicy przez cały długi dzień byli niezwykle zapracowani. Dopiero późnymi wieczorami personel miał więcej czasu i wtedy wspólnie z Albertem Schweitzerem omawiano wszelkie bieżące jak i napływające ze świata sprawy. Frank zapamiętał niezmiernie ciekawą rozmowę z Albertem Schweitzerem, który w tragizmie sytuacji potrafił też znaleźć odrobinę humoru. Na jednym z takich spotkań odczytano reportaż amerykańskiego dziennikarza, który opisał fatalne warunki higieniczne panujące w Lambaréné. Frank zadał pytanie Albertowi, jak się do tego reportażu ustosunkuje, ale on racjonalnie oświadczył:
„Frank, ja leczę chorych ludzi wszelkimi dostępnymi środkami. Chorych jest tak dużo, że nie mam już czasu na edukację i profilaktykę. Po prostu nie potrafię się rozdwoić. A że brak jest toalet w Gabonie, to fakt” i żartobliwie dodał: „Zwróć uwagę jednak, jak za to pięknie na tym naturalnym nawozie wybujała roślinność”.
Nie zapomniał o korzeniach
Wspominając prace w Gabonie Frank-Lothar Krawolitzki wyraźnie podkreślał ile bezsensownych rzeczy przysyłano do Gabonu w ramach humanitarnej pomocy temu krajowi. Na przykład, dostarczono kompletny aparat rentgenowski, który dotarł do szpitala w Lambaréné różnorodnymi środkami transportu, niejednokrotnie z narażaniem zdrowia i życia przewoźników. Po dotarciu do szpitala został on zakonserwowany i schowany do magazynu ze względu na całkowitą nieprzydatność w miejscowych warunkach klimatycznych. Panująca temperatura wręcz upłynniała klisze rentgenowskie, które stawały się całkowicie nieczytelne.
Niestety, jak i miejscową ludność, tak i Franka dopadła choroba, która wykluczyła go na pewien czas w pracy w tropikach. Po sześciu miesiącach pracy w Gabonie został przymusowo odesłany do bardziej sprzyjającego powrotowi do zdrowia klimatu.
Frank, mimo dosyć krótkiego okresu pracy w Lambaréné w swoich wspomnieniach docenia okres współpracy z doktorem Schweitzerem jako niezwykle pouczający i przydatny w przyszłym życiu.
Warto uzupełnić tę historię, że po 77 latach od ucieczki ze swego rodzinnego miasta, Frank-Lothar Krawolitzki został doceniony przez mieszkańców obecnego Kętrzyna. Nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach i jest osobą wyjątkowo zaangażowaną w działalność na rzecz Kętrzyna i jego mieszkańców, którzy w 2022 roku w dowód wdzięczności nadali mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta. Opracował Tomasz Poja
Zbigniew Maciejewski10:33, 20.05.2025
A na czym polega "wyjątkowe zaangażowanie Franka-Lothara Krawolitzkiego w działalność na rzecz Kętrzyna i jego mieszkańców"?
zbychu09:28, 22.05.2025
Równie dobrze nasze losy obecnych Kętrzyniaków możnaby opisać jak to żyło nam się na kresach wschodnich czyli rubierzach Rzeczpospolitej ale tego nikt z nas nie wspomina bo w Polsce nie ma
klimatu dla takich faktów,teraz moda na zachód,każy czuje się Europejczykiem z siedzibą w Brukseli,ale
Niemcy mają nad nami przewagę taką,że tęsknia do Hajmatu z II wojny światowej naszym młodym
pokoleniom inne wartości wpajają nauczyciele.
Zmienia się parking przy Urzędzie Gminy Kętrzyn
Zobaczymy czy po wykonaniu parkingu za publiczne pieniądze parking będzie publiczny, platny a może publiczny częsciowo zaknięty jak u starosty przedzialka ?
Wyborca
11:57, 2025-06-09
Etat w straży granicznej czeka na Ciebie!
Dopóki tam rządzi kłamliwa klika byłego zomowca dopóty wstąpienie w te szeregi niesie wielkie ryzyko zakłamania i braku zrozumienia młodego funkcjonariusza. Bez garba większego niż one mają nie załatwisz nic. Na wsporcie granicy na Bialoruś niech jada owe bohaterki z kadr kontroli i propagandy.
Czytelnik
11:50, 2025-06-09
Zmienia się parking przy Urzędzie Gminy Kętrzyn
Sorry,a ten parking tam ma być,jakiś groch z kapustą budynek gminy w stylu eleganckim nawiązujący do pruskiej zabudowy a od frontu okna nie otworzysz bo smród z aut bardzo zdrowy dla urzędników i petentów,którzy przyjadą na rowerach pozałatwiać formalności.Ponoć w gruncie setki metrów instalacji pompy ciepła niech no coś nawali z placu pozostanie wspomnienie.
Zbychu
22:44, 2025-06-08
O proszę,mamy i Pana starostę,który od lat otacza opieką Szpital powiatowy to powiem prosto z mostu jak spaliny z agregatu,który pracuje całą mocą przy szpitalu na ul.Dihla w Kętrzynie wiatr z głuchym pomrukiem silnika otacza całą przestrzeń.Sam widziałem jak przy nowo wybudowanej tężni solankowej przez Pana burmistrza wybudowanej,która kablem co idzie do ziemi jest pewnie tym agregatem zasilana,a ludzie razem wdychać mogą całą tablicę Mendelejewa w tej solance siedząc błogo nie wiedząc,że 30-40 m.za krzakami adregat spalinowy śmierdzi spalinami.
Zbyszek rusiecki
08:25, 2025-06-08