Grzegorz mówi, że w lumpeksach jest ciszej. Nie dosłownie, bo w większości gra radio z lat 2000, a panie przy kasie rozmawiają o tym, kto poszedł na L4. Ale jest ciszej w nim. Jakby - w przeciwieństwie do galerii handlowych - nikt nie próbował go tam popędzać. Nikt nie wołał neonem, nie migotał promocją, nie mówił: „kup, kup, kup”. - W second-handach człowiek sam decyduje. A nie, że ktoś mu decyduje za niego” - mówi. I może dlatego tak lubi te miejsca. Za spokój. Za rytm. Za to dziwne, codzienne poczucie, że świat w nich płynie trochę wolniej.
Grzegorz ma 27 lat i w szafie nie ma nic nowego. Nie jest to manifest. Ani pozerstwo. Ani moda na siłę. To raczej powolna decyzja, która rosła w nim latami, jak rosną na parapecie zaszczepki roślin: Trochę przypadkiem, trochę z ciekawości, trochę z troski. Kiedyś kupował w sieciówkach jak wszyscy. Ale im starszy był, tym trudniej było udawać, że każda ta koszulka jest tylko koszulką, a nie wodą, energią, transportem, śladem, który zostawia po sobie cała machina, zanim w ogóle trafi na wieszak.
- Nie jestem idealny, ale mogę robić chociaż trochę mniej szkód - powtarza.
I to „trochę mniej” stało się jego codziennością. Jego mama była pierwszą osobą, która pokazała mu, że igła to nie wróg. Zwykły dom, zwykła maszyna, taka, co stoi u wielu osób na dnie szafy i czeka na lepsze czasy. Mama zawołała nastoletniego wtedy Grzegorza, żeby nauczyć go czegoś nowego. Pokazała mu, jak nawlec nitkę, podnieść stopkę, i - najważniejsze - jak nie uciąć sobie palca. Szycie bardzo mu się spodobało, więc postanowił, że reszty nauczy się sam. Pierwsze szwy były krzywe jak droga w górach. Torba, którą uszył, miała jedną rączkę dłuższą od drugiej. A spodnie? Te lepiej przemilczeć. Ale zaczęło mu to sprawiać radość. Nawet nie efekt, a samą czynność, którą dziś traktuje jako swoje ulubione relaksacyjne hobby.
- Człowiek robi coś rękami i nagle świat staje się trochę bardziej poukładany - mówi.
Upcycling przyszedł naturalnie
Z czasem, gdy styl Grzegorza zaczął odbiegać od tego, co mógł dostać w stacjonarnych, małomiasteczkowych sklepach, szycie przydawało się coraz bardziej. Najpierw skrócił koszulę. Potem zrobił z jeansów shorty. Potem z zasłony powstała torba, a ze starego koca - szalik, który wygladał jak z jakiejś niszowej marki. I tak poszło. Dziś Grzegorz nie kupuje ubrań - on kupuje materiały, historie, możliwości. Kurtka po kimś, kto być może już nie żyje. Sweter, który ogrzewał czyjeś święta. Koszula, w której ktoś był na pierwszej randce.- Nie wiem, czy to prawda. Ale lubię sobie dopowiadać - uśmiecha się lekko.
To, co inni wyrzucili, on bierze w ręce już z wizją na drugie życie, bo widzi potencjał tam, gdzie inni widzą odpad.
A z odpadami mamy dziś kłopot
Ogromny. Ziemia tonie w ubraniach, które ledwo co miały swój pierwszy sezon. Produkowane szybko, sprzedawane szybko, wyrzucane jeszcze szybciej. Góry tekstyliów zalegają na wysypiskach w Afryce i Azji. Chemia, woda, mikroplastik z syntetyków - to wszystko rozkopuje planetę od środka. Grzegorz o tym wie. Czytał raporty, oglądał zdjęcia, widział filmy o toksycznych jeziorach przy farbiarniach.- Jak człowiek raz to zobaczy, to trudno już kupić coś nowego bez poczucia, że dokłada się kolejną cegiełkę do tego bałaganu - mówi.
Dlatego przerabia, naprawia, zaszywa. Daje drugie życie ubraniom. I trzecie, jeśli trzeba.
Co ciekawe, nie jest w tym samotny
Młodzi ludzie coraz częściej wybierają rzeczy z drugiej ręki. Nie z biedy, a z potrzeby wyrażania się. Bo moda z lumpeksu jest bardziej szczera. Bardziej indywidualna. Każda zdobycz to historia, a nie masowy produkt, który zobaczymy u co drugiej osoby mijanej na ulicy. TikTok czy Instagram pełne są filmów, w których ktoś za 12 złotych robi taką stylizację, jakby wyszła z magazynu modowego. Influencerki pokazują outfity, które są mieszanką styli z całego świata - trochę Zachodu, trochę Wschodu, trochę retro, trochę nowoczesne, trochę z kosza „5 zł za sztukę”. W każdym dużym mieście są już sklepy z przerabianą odzieżą, a młodzi projektanci z dumą przyznają, że korzystają z materiałów z odzysku. To już nie wstyd, to język pokolenia, język troski o planetę, o siebie, o to, żeby nie żyć w plastikowej powłoce rzeczy „na sezon”.
Grzegorz mówi, że to wszystko daje mu spokój
Dziś przerabia ubrania w wolnych chwilach. Nie ma pracowni, nie ma drogich narzędzi. Ma jedną maszynę, kupioną używaną i wielkie pudło nici, które „kiedyś na pewno się przydadzą”. Grzegorz robi to z trzech powodów. Po pierwsze - klimat.- Mam poczucie, że dokładam małą cegiełkę. Serio małą, ale wciąż swoją - mówi.
Po drugie – oszczędność. Za cenę modnego t-shirtu z sieciówki potrafi kupić pięć rzeczy i przerobić je tak, że wyglądają jak prosto z niszowego showroomu. Po trzecie - radość. Bo dla niego szycie to kreatywne odreagowanie. I sposób na to, by nosić rzeczy, które są absolutnie wyjątkowe.
- Upcycling jest dla każdego - powtarza. - Nie trzeba od razu szyć sukni ślubnej. Czasem wystarczy skrócić koszulę albo doszyć łatę, żeby coś stało się „twoje”.
Czasem uszyje coś krzywo. Czasem coś się pruje. Czasem musi odpruwać cały rękaw. Ale nie denerwuje się. To tylko ubranie. A ubrania są po to, żeby je nosić, nie żeby były idealne.
W jego szafie nie ma metek, ale jest sens
Jest kurtka zszywana z trzech innych. Jest sweter, który naprawiał pięć razy, bo tak bardzo go lubi. Jest koszula po kimś, kogo nie znał, ale której dał nowe życie. Jest torba z zasłony, którą inni już dawno by wyrzucili. Gdy pokazuje te rzeczy, trudno nie zauważyć, że to nie moda - to opowieść. O tym, że można żyć trochę wolniej, mądrzej oraz bardziej „po swojemu”. Na koniec Grzegorz mówi coś, co zostaje na długo: - Nie uratuję świata. Ale mogę go trochę nie psuć.A jeśli każdy zrobi choć jedną rzecz - jedną nitkę, jeden szew, jedną decyzję - to może planeta też będzie miała łatwiej. I kiedy patrzy się na te jego przeróbki, na tę kreatywność, z którą traktuje rzeczy, które inni wyrzucili, trudno nie pomyśleć, że w tym jest jakaś cicha prawda. Natalia Majchrzak
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych
Najlepsze rzeczy w życiu są... z drugiej ręki!
Tyle tekstu,tyle intelektó w ten artykuł Pani włożyła a co jak żona męża powie nie kupuj mi nic ze szmateksów,ja nie powiem ostatnio dobrą rzecz kupiłem czapkę na zimę z odrobiną wełenki z myślą o tym aby syn miał ciepło w zatoki.
zbyszek
10:22, 2025-11-24
Lizurej pisze o milionach
Oh Karol powiedziała Anka
Hahaha
21:05, 2025-11-23
Lizurej pisze o milionach
Czas to pieniądz Panie redaktorze,czasem warto poczekać,taka szansa jak teraz zdarza się raz a "100 milionów dolarów" to my mamy na drobne wydatki dla dozbrojenia Ukrainy.
Zbyszek
10:00, 2025-11-21
Lizurej pisze o milionach
No słabo to wygląda
Oh Karol
16:10, 2025-11-20
0 0
Tyle tekstu,tyle intelektó w ten artykuł Pani włożyła a co jak żona męża powie nie kupuj mi nic ze
szmateksów,ja nie powiem ostatnio dobrą rzecz kupiłem czapkę na zimę z odrobiną wełenki z myślą
o tym aby syn miał ciepło w zatoki.