Centrum Biblioteczno-Kulturalne Powiatu Kętrzyńskiego zaprasza na otwarcie kolejnej, interesującej wystawy. Wernisaż odbędzie się w sobotę, 13 maja, przy ul. Pocztowej 11. Początek o godzinie 10.00.
- Zgodnie z zapowiedzią z października 2022 roku, zaprezentujemy na wystawie wszystkie fotografie uzyskane od Edith Kaes, kierowniczki archiwum Kreisgemeinschaft Rastenburg. Obok nich, dla porównania jak zmienił się Kętrzyn, będą zdjęcia współczesne – informuje Tadeusz Korowaj, dyrektor CBK.
Heinz Carl Hoppe - przemysłowiec, członek zarządu Daimler-Benz AG, który odpowiadał za sprzedaż zagraniczną samochodów Mercedes - urodził się 16 lutego 1917r. w rodzinie zarządcy majątku w Szatach Wielkich (do 1945r. Groß Schatten), niewielkiej miejscowości położonej na północ od Kętrzyna, na terenie gm. Barciany. Maturę zdał w 1935r. w Rastenburgu (ob. Kętrzyn). W czasie II wojny światowej służył w Wehrmachcie (artyleria), brał udział w wojnie przeciwko Polsce w 1939r. Potem walczył na froncie zachodnim, a w kampanii rosyjskiej w 1941r. został ciężko ranny pod Leningradem. Po powrocie do zdrowia służył jako pisarz sztabowy. Po kapitulacji Niemiec w 1945r. został wzięty do niewoli przez Amerykanów, jednak ze względu na ślady odniesionych ran został szybko zwolniony.
W styczniu 1946r. Hoppe rozpoczął działalność w firmie Carl Freudenberg w Weinheim, która w kilku lokalizacjach produkowała głównie wyroby z gumy i tworzyw sztucznych do wyposażenia technicznego (np. uszczelki) i życia codziennego (np. podeszwy do butów). Pod koniec 1947r. objął kierownictwo zakładu. Odbył więc długą podróż rozpoznawczą do USA, aby zobaczyć producentów wyrobów gumowych, a następnie wprowadził rozbudowę zakładu i modyfikacje produkcji w zakładzie macierzystym, co opłaciło się firmie. Podczas drugiej wizyty w USA zrodził się pomysł osiedlenia się tam prywatnie.
W październiku 1954r. przeniósł się do koncernu samochodowego Daimler-Benz, którego zespół zarządzający szukał kogoś z doświadczeniem w USA. Został wysłany na wschodnie wybrzeże USA jako przedstawiciel firmy. Nowa filia Daimler-Benz, która rozpoczęła działalność w 1955 r., została nazwana Daimler-Benz of North America (DBNA). Jako jej wiceprezes wykonywał prace przygotowawcze w organizacji sprzedaży z pomocą doświadczonych firm amerykańskich i połączeniem lokalnego wsparcia technicznego z firmą niemiecką. Produkcja pojazdów nadal odbywała się w Stuttgarcie.
W 1963r. H. Hoppe został mianowany szefem wydziału przemysłowego ds. dystrybucji surowców i towarów w NATO na wypadek wojny. Od 1965r. pełnił również funkcję wiceprezesa wykonawczego i dyrektora rezydenta firmy Mercedes-Benz w Ameryce Północnej.
W 1968r. awansował na prezesa trzech amerykańskich spółek zależnych DBNA, MBNA i MBC (Mercedes-Benz Canada). W listopadzie 1970r. został powołany do Zarządu Daimler-Benz AG. Jego obszarem odpowiedzialności był dział eksportu. Obejmowało to około 3000 pracowników, łącznie z obsługą klienta i częściami zamiennymi. Kierując się zasadą, która odniosła sukces za granicą, Hoppe założył w wielu krajach spółki zależne, którym powierzono sprzedaż.
Z przywódcami ZSRR Hoppe zawarł kontrakty na dostawy pojazdów i wsparcie Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1980r., które odbyły się w Moskwie, a także na pojazdy opancerzone i testy dwóch autobusów przegubowych na ulicach Moskwy. Pomimo bojkotu igrzysk olimpijskich przez Niemcy, obie strony wypracowały dodatni bilans i nadal utrzymywały relacje biznesowe, co ostatecznie wysłało pozytywny sygnał dla przyszłej wymiany handlowej w bloku wschodnim.
Po połączeniu się ze sprzedażą krajową w styczniu 1977r. Hoppe był najwyższym autorytetem w zakresie sprzedaży. W 1981r. mógł na własnej skórze przekonać się, jak jego propozycja, po raz pierwszy złożona pięć lat wcześniej, dotycząca oferowania małego, kompaktowego samochodu według standardów Mercedesa, została zrealizowana z modelem „190”, co przeciwdziałało załamaniu sprzedaży w późniejszych latach recesji. Po przejściu na emeryturę w 1982r. piastował różne stanowiska w zarządach i był członkiem kilku organizacji.
Po wczesnej śmierci pierwszej żony, Hoppe ożenił się po raz drugi, miał trzy córki i syna. Zmarł 12 czerwca 1994r.
W swojej, wydanej w 1991r., autobiografii „Ein Stern für die Welt” („Gwiazda dla świata”) Heinz C. Hoppe opisał swoje życie i pracę zawodową oraz związane z tym wydarzenia z całego świata (np. w Iraku, Iranie, Egipcie). Poniżej fragmenty jego autobiografii przedstawiający okres dzieciństwa i młodości:
„Urodziłem się 16. lutego1917 roku w Szatach Wielkich w powiecie kętrzyńskim. Majątek, zarządzany przez mojego ojca, należał do rodziny hrabiego von Schwerin z Mildenitz (Mecklenburgia). Ojciec Georg (1872-1932) był rolnikiem i zarządzał dobrami księcia Salm-Salm w Rhede (Westfalia). W 1900 roku napisał do hrabiego Lutz von Schwerin z Mildenitz list - podanie z prośbą o pracę jako zarządca majątku w Szatach Wielkich. Podanie zostało pozytywnie rozpatrzone i hrabia zaprosił ojca na rozmowę. W jej trakcie hrabia stwierdził, że spodobała się mu treść podania, ale miał jedno zastrzeżenie. Chodziło o to, że był za młody, aby objąć tak odpowiedzialne stanowisko w odległych Prusach Wschodnich. Ojciec dał porywającą odpowiedź: »jeśli to jest jedyny błąd, który u mnie można zobaczyć, to wierzę, że to zadanie mogę przyjąć. Młodość jest jedynym błędem, który z dnia na dzień będzie się pomniejszał«. Odpowiedź bardzo spodobała się hrabiemu i zatrudnił ojca. Pięć lat później ożenił się z Marią Pohlschröder z Ahaus w Westfalii, leżącej niedaleko jego rodzinnej miejscowości Ottenstein. W Szatach Wielkich urodziło się sześcioro dzieci: Maria, Elisabeth, Magdalena, Hilde i Hans, ja byłem najmłodszy. Ojciec zabiegał o wykształcenie swoich dzieci, szczególnie córek, dbał o ich niezależność na przyszłość. Luksus nie był nam znany w naszym skromnym, ale pięknym życiu w majątku w Szatach. Przebywało u nas dużo osób, z dziećmi, domową nauczycielką, praktykantami. W gospodarstwie pracowali robotnicy, byli też sezonowi pracownicy, którzy pracowali przy zbiorach buraków, czy też kobiety uczące się jako pomoc kuchenną. Moja matka zajmowała się tym z rozwagą i dobrocią. W kręgu rodzinnym grano na różnych instrumentach. My dzieci musieliśmy uczyć się wierszy a potem recytować. Okazyjnie były też przedstawiane małe teatry. Cała rodzina pomagała w kuchni i w ogrodzie. Przy tym panowała pogodna i harmonijna atmosfera. Podwaliną tego było szczęśliwe i religijne małżeństwo moich rodziców.
Z dziecięcych wspomnień najbardziej zapamiętałem odwiedziny w Szatach Wielkich hrabiego Lutza von Schwerin. Panowało wówczas małe zdenerwowanie, nawet poza domem musiano wszystko pozamiatać i wyczyścić. Jako dzieci nie mogliśmy wchodzić do biura, żeby nie przeszkadzać w rozmowach. Posiadłość obejmowała ogółem 195 hektarów, z tego 162 hektary ziemi rolnej. Stan pogłowia w 1913 roku wynosił: 100 sztuk bydła, 80 świń i sztuk 20 koni. Do majątku należały też cegielnia oraz dwa obszary leśne z leśniczówkami w Marszałkach i Sińczyku. Mogłem często jeździć z moim ojcem na aukcje drzewne. Samochodu w 1920 roku jeszcze w Szatach Wielkich nie było. Do odległej o ok. 30 kilometrów leśniczówki Marszałki pokonywaliśmy bryczką konną, a w okresie zimowym saniami.
Przypominam sobie bardzo dobrze topole i staw na pastwisku, nad którymi fruwały wrony. Jako 11-letni chłopiec wziąłem potajemnie flower z szafy mego ojca, żeby strzelać do wron. By być coraz bliżej celu, wspinałem się na drzewo i czekałem na czarne ptaki. Nagle powiał silny wiatr i spadłem z drzewa. Załadowany flower wypalił i trafił mnie w kolano. Mój starszy brat odwiedził mnie później w szpitalu w Kętrzynie i przyniósł mi aparat fotograficzny, który otrzymał od ojca. Jako ofiara zabronionego polowania na kraczące wrony przyjąłem go z nogą w gipsie i o kulach. Aparat fotograficzny wisiał później w moim pokoju „dla odstraszania”. Ten wypadek nie odstraszył mnie jednak od bycia fanatykiem „polowania”. Zwierzęta odegrały w moim życiu bardzo wielką rolę. Jako dziecko miałem około 100 królików, które sam karmiłem. Później zainteresowałem się końmi i tak zacząłem się pasjonować jazdą konną. Będąc w szkole średniej chodziłem do kętrzyńskiej stadniny koni, gdzie jeździłem godzinę dziennie na trakenie „Blaubart”.
Do trzeciego roku szkolnego moje rodzeństwo i ja byliśmy nauczani przez jedną domową nauczycielkę. Później wysłał mnie ojciec do szkoły podstawowej w Starej Różance. Aby uczęszczać do średniej szkoły trzeba było jeździć do miasta powiatowego. W roku 1928 zostałem wysłany do humanistycznego gimnazjum im. Księcia Alberta i mieszkałem z moim bratem Hansem w internacie w Kętrzynie. Wiosną można już było jeździć do szkoły rowerem albo kolejką wąskotorową czy też samochodem, który woził mleko do mleczami w Kętrzynie. W szkole obowiązywała nauka języka łacińskiego, gdzie nauczyciele, jako najlepszy środek do uczenia, często używali trzciny. Nauka łaciny i greki sprawiała mi wielką przyjemność. Mój ojciec przytaczał dawną mądrość, że człowiek uczy się nie dla szkoły tylko dla siebie. Gimnazjum ukończyłem w 1935 roku.
W roku 1932 zmarł mój ociec na zapalenie otrzewnej. Na łożu śmierci, ostatnie słowa mego ojca do nas brzmiały: »bądźcie skromni i prości«. Na pogrzebie było bardzo dużo ludzi, obecna też była hrabina von Schwerin. Miałem wtedy 15 lat i jego śmierć dotknęła mnie głęboko, po szkole odwiedzałem grób ojca. Po jego śmierci Szaty Wielkie przejął 50-letni Boto Schrewe, który wcześniej pracował w majątku hrabiego von Groeben w Łabędniku. Nazywano go »Panem Majorem«. Szybko zdobył zaufanie i wielki szacunek u pracowników i w naszej rodzinie. Z czasem między moją siostrą Elisabeth i Boto zrodziło się uczucie, które w roku 1934 zaprowadziło ich do ślubu. Pomimo dużej różnicy wieku panowała między Boto Schrewe a mną prawdziwa przyjaźń. Moja rodzina żyła w Prusach Wschodnich do 1945 roku. Oficjalnie rodzinne strony mogłem odwiedzić w roku 1975 wraz z siostrami i z całą rodziną. Aby wszelkie wątpliwości w czasie jazdy rozwiać, razem z Panem Poniatowskim z Ambasady Polskiej w Bonn przedyskutowaliśmy plan podróży. Najpierw była podróż statkiem do Gdańska. Byliśmy bardzo mile zaskoczeni, kiedy w Grand-Hotelu w Sopocie zostaliśmy serdecznie przywitani przez przedstawiciela polskiego rządu, który bardzo pięknie mówił po niemiecku. Następnego dnia zorganizował nam wspaniały koncert organowy w Oliwie. Dalszy przebieg wycieczki był bardzo serdeczny, jeśli nie nadzwyczajny. Nasz polski konwój prowadził naszego mercedesa na światłach przez dawne Prusy Wschodnie przez Malbork do Kętrzyna. W Szatach Wielkich byliśmy już oczekiwani. Wizytę świętowaliśmy restauracji. Kontakt z mieszkańcami Szat Wielkich nie został przerwany. Zawsze, kiedy było to możliwe, udzieliłem pomocy, jak choćby w zorganizowaniu wyjazdu mieszkańców na spotkanie z papieżem Janem Pawłem II w czasie jego pielgrzymki w Polsce.
Kiedy w zarządzie firmy Daimler-Benz AG (Mercedes) rozmawiano o przygotowaniu do moich 65. urodzin, zapytano mnie, co bym sobie życzył na urodziny? W drodze do firmy przeczytałem, że 13 grudnia 1981 roku ogłoszono w Polsce stan wojenny. Spontanicznie przyszła mi myśl, aby zamiast osobistych życzeń, w to miejsce utworzyć konto pomocy dla Kętrzyna. Gratulanci mogli wpłacić dowolną sumę pieniędzy. W krótkim czasie na konto Czerwonego Krzyża wpłynęła suma około 200 000 marek. Z tych pieniędzy zakupiono bus, który przekazano parafii św. Jerzego w Kętrzynie oraz na budowę domu katechetycznego. Resztę pieniędzy 100 000 marek przekazano na szpital powiatowy w Kętrzynie.” oprac. Tadeusz Korowaj
Wystawa będzie czynna w dni powszednie, do końca sierpnia, w godzinach 9.00 – 16.00 oraz w pracujące soboty. red
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz