Zamknij

Nie trzeba być kimś super wyjątkowym, aby robić dobre rzeczy

06:20, 15.08.2017 Aktualizacja: 07:01, 15.08.2017
Skomentuj

- Gdy pytasz mnie co zastałam w Barcianach, to... gęba mi się śmieje. Tego nie da się w żaden sposób zmierzyć lub zważyć - mówi Dorota Raczkiewicz, założycielka i szefowa Drużyny Szpiku z Poznania, z którą podczas wizyty w Barcianach rozmawiał Robert Majchrzak.

 

Czemu służy ta wizyta w Barcianach?

Żartuję sobie, że to doroczna inspekcja. A tak poważnie, to myślę, że ważne jest aby wszyscy działający w Drużynie Szpiku przekonali się, że nie jest to tylko wirtualne, fejsbukowe, ale naprawdę funkcjonujemy w rzeczywistości. Z drugiej strony, to dla mnie ogromna frajda przyjechać tu i spotkać się z nimi wszystkimi.

To wasze pierwsze spotkanie "na żywo".

Nie, drugie. Byłam w Barcianach również w ubiegłym roku. To niezły sposób na połączenie mini wakacji z działalnością Drużyny Szpiku. Podczas tych spotkań nie robimy nic szczególnego. Jemy razem obiad, udajemy się na jakąś wycieczkę. To doskonały sposób na integrację i poznanie świata, w którym na co dzień funkcjonują panie i panowie z barciańskiej drużyny.

Jakie były początki Drużyny Szpiku w Barcianach?

Pamiętam gdy Basia (Barbara Piątkowska, szefowa DS w Barcianach - przyp.) zaproponowała założenie drużyny w Barcianach. Pojawiło się wówczas mnóstwo głosów na "nie", bo przecież gdzie Poznań, a gdzie Barciany? Dzieli nas przecież prawie 500 kilometrów, było więc mnóstwo wątpliwości jak to wszystko "ogarnąć".

I jednak udało się...

Tak. Powiedziałam "co nam szkodzi?". Jeżeli są tu ludzie, którzy chcą coś zrobić, mają tą samą wrażliwość, to dlaczego nie? Przyznam jednak, że w ubiegłym roku zupełnie nie potrafiłam sobie wyobrazić jak to wygląda. Ale po przyjeździe byłam w ogromnym szoku. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Przez półtora roku swojej działalności grupa z Barcian zrobiła wielką rzecz, wielki krok do przodu.

Jak myślisz, dlaczego udało się stworzyć taką drużynę akurat w Barcianach?

W takiej małej miejscowości, jaką są Barciany, ludzie, którzy mają wspólny cel, wzajemnie się napędzają. W Poznaniu na przykład jest z tym dużo trudniej. Ludzie przychodzą na chwilę, po czym gaśnie zapał i po prostu odchodzą. Ledwie kogoś przeszkolimy do działania, a już ta osoba nam znika. Tutaj jest inaczej.

Poza tym w takich małych społecznościach łatwiej się poruszać. Ludzie wiedzą dokąd pójść aby załatwić daną sprawę, do kogo zwrócić się o pomoc, z kim porozmawiać. To ogromna wartość.

Trudno było ruszyć z działalnością stricte pomocową?

Na początku dziewczyny same zastanawiały się co mają robić w takiej miejscowości jak Barciany. Przecież nie ma tu szpitala onkologicznego, nie ma wielu chorych, którym trzeba pomóc. Z czasem to wszystko pokonały: potrafiły pojechać do szpitala w Olsztynie, zbudować relacje z ludźmi stamtąd. Wykonały bardzo dużą pracę, w której niejednokrotnie musiały pokonać również jakieś swoje wewnętrzne przeszkody, lęki i obawy.

Działalność drużyny z Barcian jest coraz bardziej widoczna. Coraz łatwiej jest więc im podejmować różne działania, jak chociażby pozyskiwanie podarunków dla chorych. Ludzie dostrzegają, że to wszystko ma sens, coraz bardziej im ufają.



Skąd w ogóle pomysł na działalność Drużyny Szpiku?

Z przypadku. Z wykształcenia jestem dziennikarką. Dziesięć lat temu pracowałam w telewizji. Pewnego dnia zapukała do mnie Ania Wierska (założycielka fundacji Dar Szpiku - przyp.) i powiedziała, że jest chora na białaczkę. Zapytała czy mogłabym wrzucić na ekran ogłoszenie, że szuka dawcy szpiku. Odpowiedziałam, że takie coś nie ma sensu, że trzeba zrobić dobry reportaż. Zrobiliśmy go, a w międzyczasie Ania założyła fundację. Ona odeszła, bo ostatecznie dawca się nie znalazł, ale fundacja pozostała. Uznałam jednak, że to za mało, że trzeba stworzyć coś na bazie Drużyny Pierścienia, na bazie ludzi, których połączy idea. Tak powstała Drużyna Szpiku. Za chwilę będziemy obchodzić dziesiąte urodziny.

Jak podsumujesz działalność Drużyny z perspektywy tych dziesięciu lat?

Ta formuła się sprawdza. Jestem zdania, że każdy ma coś, czym może się podzielić. Przykładem są tutaj właśnie ludzie z Barcian.

Drużyna Szpiku ma być miejscem, w którym jesteśmy razem i razem robimy coś dobrego. Są z nami i znane osoby, jak Kasia Bujakiewicz, Michał Szpak, zespół Kombi, Dżem, a z drugiej strony jest na przykład taki "Piciu", zwykły elektryk, mieszkający 50 kilometrów od Poznania, odpowiedzialny za opiekę nad rodzinami z chorymi dziećmi. Nie trzeba być kimś super wyjątkowym aby robić dobre rzeczy. To przez robienie tych rzeczy stajemy się wyjątkowi.

Dużo jest takich drużyn, jak ta barciańska?

Piętnaście. Każda z nich jest inna. Mamy drużyny szkolne, uczelniane, czy zakładowe, jak choćby KGHM. Barciany są tu absolutnie wyjątkowe.

Dziękuję za rozmowę.

 

Zdjęcie główne: Dorota Raczkiewicz. Fot. Robert Majchrzak

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%