Szukamy kozła ofiarnego sukcesu?

Już wieczorem piłkarska reprezentacja może na stałe wpisać się do historii polskiej piłki. Tymczasem malkontenci szukają kozła ofiarnego tego sukcesu. A to Lewandowski z Milikiem nie strzelają, a to są za wolni i pewnie im się nie chce, bo za dużo zarabiają. Ta coraz głośniejsza dyskusja nad kolejną narodową "klęską", dowodzi, że od zwycięstw wolimy piękne porażki.

 

Od 34 lat kibice piłkarscy cierpliwie czekają na sukces. Bo chcą się poczuć dumni. Że nasi grają w dużym turnieju, że grają dobrze, i że w końcu wygrywają. I tak się teraz dzieje. Lejemy wszystkich jak leci. Irlandczycy nawet nie pomyśleli przed meczem, żeby nas zaatakować. Chcieli przegrać jak najniżej. Niemcy po meczu odetchnęli z ulgą, że nie przegrali. Ukraińcy do dzisiaj nie wiedzą, jak to się stało, że nie wygrali z nami. Szwajcarzy, jak ochłonęli z lania, jakie dostali od polskiej husarii w pierwszej połowie, przeszli do ataku. Ale to było za mało, bo to nam sprzyjało szczęście, mieliśmy lepszego bramkarza, a wyznaczeni do "jedenastek" strzelali karne tak, jakby nie mieli w ogóle układu nerwowego. To się dzieje naprawdę. Polscy piłkarze są na ustach wszystkich kibiców w Europie. Szanują nas, bo się boją, że ich drużyny dostaną od naszej lanie. Tymczasem, w słonecznym kraju nad Wisłą słychać narzekania. Bo Lewandowski nie strzelił jeszcze gola. Bo Milik jest słaby i nie wykorzystuje kolejnych patelni. Po prostu kompromitacja. Zdaniem malkontentów powinno być 7:0 już do przerwy w każdym meczu. To powinien być knockkout, jak pamiętne loty Małysza. A może po prostu od zwycięstw wolimy piękne porażki? Rozpamiętywanie tego, co się nie udało, co nie wyszło? Ludzi sukcesu też chyba nie lubimy. Bo za bardzo znani, bo za dużo mają kasy.

Przestańmy być malkontentami. Po prostu trzymajmy kciuki za naszych. Niech im się uda, a nam zostaną niezapomniane emocje.

Jarosław Żukowski

 

Fot. Onet