Internet obiegła informacja o wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie dotyczącym pośrednio Zakładu Recyklingu Akumulatorów w Korszach. Informacja ta wywołała niemałe poruszenie w kręgach osób zaangażowanych w walkę z zakładem. Sprawdziliśmy więc czy naprawdę jest się czym "zachwycać".
Wraz z publikacją odpisu wyroku WSA na facebook-owych profilach pojawiły się m.in. takie oto wpisy:
"Właśnie jedna z rodzin, która mieszka w najbliższym sąsiedztwie huty, wygrała w sądzie z ministrem środowiska. O co konkretnie chodzi? O to, że jak się okazuje, na każde z powyżej wymienionych pozwoleń powinna zgodę wyrazić owa rodzina, która jest stroną w postępowaniu, ponieważ działka tych Państwa, przylega do działki na której jest usadowiona huta".
Dalej autorzy tych interpretacji piszą też, że "żadna decyzja w sprawie powstania w/w huty i jej funkcjonowanie do dnia dzisiejszego nie została wydana zgodnie z prawem!", a "ten wyrok jest najprawdopodobniej pierwszym kamieniem, który spowoduje lawinę unieważnień wcześniejszych decyzji i zezwoleń."
Oczywiście, jak to już mają w zwyczaju przeciwnicy zakładu, we wpisach oberwało się też burmistrzowi Korsz.
Tymczasem znaczenie wyroku jest inne od tego wskazywanego przez głośną ostatnimi czasy grupkę mieszkańców kolejowego miasteczka. Jak nas poinformował zaprzyjaźniony z redakcją prawnik, wyrok WSA mówi, że Minister Środowiska powinien ponownie przeprowadzić postępowanie w zakresie ustalenia statusu strony skarżącej jednej z kobiet zamieszkałych w pobliżu zakładu. Dopiero wówczas będzie możliwe rozstrzygnięcie czy kobieta ta jest stroną postępowania czy też nie.
Tak więc wszelkie zachwyty w stylu "ten wyrok może wszystko zmienić" należy uznać za przesadzone. Póki co wygląda na to, że po raz kolejny domorosłym specjalistom od prawa i przemysłu z Korsz puściły wodze fantazji.
rm
Fot. Internet
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz