Zamknij

Jan Adamowicz: Chciałbym mieć czarodziejską różdżkę

17:25, 01.09.2022 Aktualizacja: 17:25, 01.09.2022
Skomentuj

- Gdy zaczynałem pracę, w urzędzie, na liście płac były 73 osoby. Do końca roku pracowników będzie o 13 mniej, jednak nadal mamy ich trochę za dużo. Z drugiej strony wiadomo, że każdy chce pracować. Dlatego staram się nie zwalniać ludzi - mówi Jan Adamowicz, burmistrz Korsz, z którym o największych wyzwaniach minionego półrocza rozmawiał Robert Majchrzak.

W sierpniu minęło pół roku pańskiego urzędowania jako burmistrza Korsz. Jakby Pan podsumował ten czas?

- Na ogół, gdy zaczynamy jakąś nową pracę, mamy trochę czasu na zapoznanie się przynajmniej z nowym stanowiskiem, nowymi ludźmi, nowym otoczeniem. Tutaj tego czasu niestety nie było. Trzeba było od pierwszego dnia podejmować decyzje dotyczące i pracowników, i pracy urzędu, ale i jednostek samorządowych i całej gminy. I mieszkańców gminy, którzy właściwie od pierwszego dnia, kiedy zacząłem przyjmować interesantów, przychodzili tu ze sprawami, których od miesięcy nie udało się załatwić, bo nie było burmistrza. Niektórzy przyszli po prostu ze sprawami, których za poprzedniego burmistrza nie udało się załatwić, więc uważali, że przyszedł nowy burmistrz, to się uda. Tak to na początku wyglądało. Na szczęście mam doświadczenie w zarządzaniu zespołami ludzkimi, gdyż kierowałem grupami nawet do stu osób w poprzedniej pracy, także tutaj tego problemu nie miałem. Zarządzałem finansami, więc tu też problemu nie było. Miałem też doświadczenie samorządowe, gdyż kiedy skończyłem tylko studia, zostałem sołtysem. Byłem przez dziesięć lat sołtysem, a tu mamy 23 sołectwa, z tej strony temat był mi znany. Trzykrotnie wybierano mnie do samorządu gminnego, w związku z tym ten samorząd też już znałem. Ostatnio byłem radnym rady powiatu. Zawsze jak byłem radnym, przeważnie byłem członkiem lub przewodniczącym komisji i budżetu, więc dość dobrze znałem budżet. Dlatego nie miałem problemu z zapoznaniem się, zrozumieniem i dokładnym przeanalizowaniem budżetu, w jakiej sytuacji finansowej znajduje się nasza gmina.

Pierwsze pół roku to przede wszystkim problem wybuchu wojny na terytorium Ukrainy. Wszyscy ponosimy konsekwencje z tego tytuły, samorządy również. Rosnąca inflacja, rosnące ceny energii, brak węgla, brak zaopatrzenia - te problemy to determinują i myślę, że jest to największe wyzwanie w najbliższym czasie.

Ubiegając się o funkcję burmistrza w wyborach przedterminowych, wiele Pan ryzykował. Czy dziś, z perspektywy czasu, może Pan stwierdzić, że było warto?

- Powiem, że nie żałuję. Czasami przychodzi jakaś nostalgia, ale ja tego ruchu nie żałuję. Myślę, że w spółce Korpec bardzo wiele zrobiłem. Zaczynałem w spółce, która była na skraju upadłości - właściwie każdy z około 70 wierzycieli mógł złożyć wniosek o upadłość spółki. Zostawiłem tę firmę w dobrej kondycji finansowej i, gdyby nie obecna sytuacja na rynku, ona naprawdę mogłaby dobrze funkcjonować. Natomiast chęć na takie wyzwanie - zostać burmistrzem w Korszach - miałem wcześniej. Byłem swego czasu kandydatem na burmistrza, jeszcze kiedy wybierali go radni. Na ten czas moja kandydatura została odrzucona. Przez kolejne lata pracowałem u burmistrza, więc nie marzyłem nawet, żeby startować w kolejnych wyborach samorządowych. Skoro jednak pojawiła się taka sytuacja, że fotel burmistrza był pusty i można było wystartować, postanowiłem zrealizować to swoje wcześniejsze marzenie. Mam nadzieję, że jeszcze jakieś sukcesy są przede mną.

Zarządzając przez wiele lat spółką komunalną, czy będą radnym powiatowym, doskonale poznał Pan realia samorządu. Czy jednak jest coś, co Pana zaskoczyło po zajęciu gabinetu burmistrza?

- Tak. Na przykład nie spodziewałem się tego, jak wiele spraw prowadzi nasz referat gospodarki terenowej. A inna rzecz, która mnie szczególnie zaskoczyła, to jak wiele dokumentów trzeba wydać, napisać pism, podjąć decyzji, jeśli chodzi o wycięcie jednego drzewa. Że jest to tak zbiurokratyzowane.

Czy to oznacza rozbudowę tego wydziału w perspektywie czasu?

- Tak, poszukiwaliśmy pracownika w związku z tym, że mamy tam braki kadrowe. Niestety, trzykrotne ogłaszanie konkursów na pracownika, który posiada przynajmniej technikum budowlane, nie przyniosło rozstrzygnięcia. Posiłkujemy się więc innymi pracownikami i nadal, gdyby się znalazł fachowiec, to byśmy go pewnie chętnie zatrudnili.

Przed objęciem fotela burmistrza, był Pan prezesem spółki Korpec. Czy teraz ta jednostka może liczyć na Pana specjalne względy?

- Nie ma żadnych przywilejów. Wiadomo, że spędzone tam 17 lat nie pozostaje bez znaczenia, natomiast większą troską obejmuję w tej chwili spółkę Wikom, która ma dużo więcej problemów. Jak wiadomo, niedawno zmienił się tam prezes, wyzwania stojące przed tą spółką są dużo większe, dużo więcej dofinansowania potrzebuje, gdyż sama nie jest w stanie sobie poradzić. Spółka Wikom przede wszystkim dotyczy wszystkich mieszkańców naszej gminy, gdyż jest dostawcą wody, odbiera ścieki. Natomiast Korpec dotyczy ograniczonej puli mieszkańców miasta, do których dostarcza ciepło.

Pana poprzednik, śp. Ryszard Ostrowski, miał dosyć - nazwijmy to głośną - opozycję w radzie miejskiej. Jak Pan ocenia swoją dzisiejszą współpracę z radą?

- Powiem, że nie spodziewałem się, że współpraca z radnymi rady miejskiej będzie łatwa. Są to radni, którzy zostali wybrani na tę kadencję trzy lata temu, okrzepli w swoich poglądach. Każdy ma jakieś swoje zamierzenia, które chciałby zrealizować. Nie zawsze są one zgodne z moimi zamierzeniami, więc praktycznie każda sesja rady miejskiej to bój o przegłosowanie uchwały. Nigdy, idąc na sesję, nie mam pewności, że dana uchwała zostanie podjęta, gdyż po prostu nie ma tu ludzi, którzy w jakikolwiek sposób są ze mną powiązani i będą głosować tak, jak ja bym chciał. Każdy z tych radnych prawdopodobnie podejmuje indywidualne decyzje i wiele z tych głosowań przechodzi jednym głosem. Część radnych się wstrzyma, część jest przeciw, także przy każdym głosowaniu muszę mocno uzasadniać wszystkim radnym, żeby zgodzili się poprzeć moją wizję danej uchwały, danego postępowania czy danych zmian budżetowych.

Pomówmy o gminnych inwestycjach. Co w tej materii jest największym marzeniem burmistrza Jana Adamowicza?

- Na dzień dzisiejszy mamy taką sytuację w kraju, że rząd, ograniczając środki finansowe, które otrzymywały samorządy, chociażby przez zmniejszanie podatków PIT, daje nam promesy w ramach polskiego ładu funduszu inwestycji strategicznych. Zastałem tutaj taką sytuację, gdzie była przyznana promesa 5,2 miliona złotych na remonty dróg. I tu mamy już pierwszy problem, bo występowano o promesy w zupełnie innej sytuacji. Ceny się znacznie zmieniły i po trzech przetargach, kiedy w pierwszym i drugim nie zgłosił się nikt, w trzecim złożyła ofertę jedna firma, jest wyższa o milion dwieście złotych od środków, jakie na to zadanie posiadamy. Nie jesteśmy w stanie podjąć tego zadania, gdyż nie posiadamy własnych środków, a na kredyty nas nie stać. Program ten nie przewiduje modernizacji, ograniczenia, etapowania zadania. Musimy je wykonać całe, więc cały czas pracujemy nad tym. Może jeszcze uda nam się z jakichś rzeczy zrezygnować, coś uprościć i ogłosimy jeszcze raz postępowanie przetargowe. W kolejnych edycjach Polskiego Ładu otrzymaliśmy promesy na 14 973 000 złotych, na takie zadania jak modernizacja stacji uzdatniania wody w Korszach, budowę kanalizacji w Warnikajmach, likwidację jednego z ujęć wody, budowę wodociągów, budowę świetlicy w Łankiejmach, przebudowę kilku dróg gminnych. Są duże pieniądze, gdzie nasz udział powinien wynosić od dwóch do pięciu procent, czyli bardzo niewiele i byłoby nas na to stać, gdyby udało się te zadania realizować w ramach kosztów, które przewidzieliśmy.

Oprócz tych zadań, które już w jakiś sposób planujemy realizować i widzimy gdzieś te środki finansowe, są też różne mniejsze zadania, niewymagające takich finansów. Na przykład przeniesienie przystanku autobusowego, aby usprawnić ruch w centrum Korsz, żeby było to bezpieczniejsze. Dzisiaj dowiedziałem się, że wpłynął projekt na nowy przystanek autobusowy, więc może w tym roku ta inwestycja zostanie jeszcze zrealizowana, a przystanek zostanie przeniesiony.

Naszą potrzebą, bardzo istotną, jest też budowa mieszkań komunalnych. Te, które mamy, są w bardzo złym stanie, wymagają bardzo dużych nakładów finansowych, których właściwie nie ma sensu ponosić, gdyż są to pojedyncze lokale, w budynkach, gdzie nie ma zarządów. Budynki są kilkulokalowe, więc jest problem z porozumieniem się z pozostałymi właścicielami. Mam nadzieję, tak zaplanowaliśmy w naszej uchwale, że w latach 2024-2025 powstaną dwa budynki komunalne. Oprócz tego chciałbym, żebyśmy w Korszach zmienili trochę oblicze, żeby powstały nowe budynki w centrum, żeby zmienił się wizerunek Korsz. Mamy pewne budynki, które należałoby zburzyć, mamy wolne działki. Być może znajdziemy inwestorów, którzy zechcą zainwestować, żeby takie kilkurodzinne budynki w tym centrum Korsz powstały. Potrzebujemy też miejsc parkingowych. A moim marzeniem, o którym mówiłem w kampanii wyborczej, jest stworzenie miejsca rekreacji dla dorosłych i dzieci. W tej chwili przygotowujemy zmianę planu zagospodarowania przestrzennego w centrum Korsz, między ulicą Mickiewicza a Reymonta i Kościuszki. Prace są już zaawansowane i mam nadzieję, że w kolejnych latach, jeśli ten plan zostanie zaakceptowany, znajdziemy środki finansowe, żeby takie miejsce w Korszach powstało.

Co ma się znaleźć w tym centrum rekreacji?

- Przede wszystkim miejsca wypoczynku dla dorosłych, czyli alejki spacerowe, jakaś fontanna, jakiś skatepark dla dzieci, jakiś tor rolkowy, być może boisko do siatkówki plażowej. Będzie to dość spory teren, taki żeby rzeczywiście każdy, a będzie to centrum Korsz, miał swoje miejsce do wypoczynku.

W zasadzie to o czym do tej pory rozmawialiśmy, to moje końcowe pytanie już wyczerpało. To miało być pytanie jakie największe wyzwania przewiduje Pan dla lokalnych samorządów na najbliższe lata? Czy ewentualnie jest coś jeszcze, o czym można powiedzieć w perspektywie tych wszystkich trudności, z którymi się teraz spotykają samorządy?

- Największe problemy dla samorządów to to, o czym teraz słyszymy również w mediach, gdzie się wyłącza w poszczególnych samorządach oświetlenie szukając oszczędności, w sumie niewielkich, ale jakichś tam oszczędności. Koszt pieniądza pożyczonego jest bardzo wysoki. Dochody spadają, a koszty przecież rosną. Rosną przede wszystkim ceny energii. Cena węgla wzrosła ponad 6-krotnie, czyli to są olbrzymie wzrosty. I to są największe problemy.

Problemem naszego samorządu jest również brak miejsc pracy oraz emigracja, zmniejszająca się populacja w gminie. Mam nadzieję, że jeżeli trochę tych inwestycji uda się zrealizować, to część ludzi uda się tu zatrzymać. Na pewno nie wszystkich, a czy przyjdą nowi? Oni już przychodzą. Przyjeżdżają ludzie, kupują mieszkania, bo są stosunkowo tanie. Niektórzy kończą na ogół gdzieś tam karierę zawodową i się tutaj po prostu osiedlają.

Naszym korszeńskim problemem, o którym na początku nie powiedziałem, było to, że w budżecie nie było widać wszystkich długów i do tej pory ich nawet wszystkich nie widać, o których nie można było wiedzieć czytając budżet, które dozowano co jakiś czas, chyba po to, żebym nie dostał zawału (uśmiech).

Pracownicy dbają o pana...

- Tak. Dowiadywałem się co jakiś czas, że pół miliona musimy oddać z podatku od nieruchomości, bo kiedyś jeden z większych podatników zmienił deklarację. Mimo że Gmina tego nie uznała, poszedł do sądu, wygrał i pół miliona złotych musimy zwrócić. Musimy oddać prawie pół miliona zaległych odsetek, które powinny zostać spłacone dwa lata temu. Niedoszacowane były koszty termomodernizacji, więc kolejne kilkaset tysięcy trzeba było wyłożyć. No a koszt utrzymania kredytu, ponad 30 milionów złotych, będzie nas kosztował w tym roku 1 125 000 zł. A wiemy, że musimy dołożyć, o ile nie wzrosną stopy procentowe, kolejny 1 125 000 zł, czyli drugie tyle. Na przyszły rok, przy tych stopach procentowych, musimy na to przewidzieć 3 miliony złotych. To są olbrzymie pieniądze, które niestety z budżetu musimy wyasygnować, a uważam, że nie stać nas na zaciąganie kolejnych kredytów, więc to jest to wielkie wyzwanie. Co zrobić, żeby było można prowadzić inwestycje i nie zaciągać kolejnych zobowiązań?

Trudne zadanie. Czy jest coś, o czym chciałby pan powiedzieć, a ja do tej pory o to nie zapytałem?

- Było pytanie o marzenia. Ja mam takie marzenie - żeby mieć czarodziejską różdżkę i tak dotknąć, żeby ten kredyt 30 milionów zniknął i byśmy mogli zupełnie inaczej funkcjonować.

Na zdjęciu Jan Adamowicz. Fot. Robert Majchrzak

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

ZbychuZbychu

0 0

Bardzo dobry reportaż,ale jak z daleka spojrzeć na Korsze to dalej one jak wszystkie okoliczne
miejscowości i miasteczka pozostaną ze swoimi problemami.Pana też czeka za rok kampania wyborcza,ale sam bez czarodziejskiej różdżki będzie musiał oprzeć swoją kampanię wyborczą.
O Korsze jestem spokojny,ale kto dalej rządzić będzie w Spółdzielni "Pionier",która emanuje
na okoliczne miejscowości swoją ekspansją to jest wyzwanie rzucone na Walne Zebranie. 07:29, 02.09.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%